Rita Vespa
D Z I U R A W P R Ó Ż N I
"...Choć próżnia nie daje cienia,
bije pianę zaistnienia..."
Część 1
Reżyser Feliks O. wszedł na drugie piętro i stanął przed drzwiami
Jerzego Jeża. Na tabliczce był wygrawerowany precyzyjnie jeż z napisem:
Jeży Jerz. Trudno było zgadnąć czy genialny grawer był nieukiem, czy
posługiwał się przebiegłym dowcipem. Możliwe też, że zamawiający miał po
prostu takie życzenie. W sumie efekt był szokujący na tyle, że Feliks
zapomniał tekstu, którego nauczył się na pamięć. Miał za chwilę wygłosić
mowę wyjaśniającą autorowi, dlaczego zmienił jego dwa zdania w
adaptacji. Mimo wszystko, licząc na błyskotliwą improwizację, zapukał do
drzwi i usłyszał:
- Otwarte.
- Dobry wieczór. Witam autora, z góry dziękując za możliwość
porozmawiania.
- Witam cię Feliksie, nie widzieliśmy się sto lat. Proszę przystawić
krzesło obok mnie, ostatnio źle słyszę i nie mogę głośno mówić, nie mam
siły - powiedział Jerzy z fotela, obłożony poduszkami.
Feliks poszedł po krzesło i przy okazji rozejrzał się po pokoju. Na
półkach z książkami zobaczył kolekcję sztucznych jeży, które gapiły się
na niego. Teraz przypomniał sobie, że ma w kieszeni maskotkę dla autora.
Na podłodze zauważył ruszającą się gazetę spod której wyszedł żywy jeż.
- Przedstawiam pana jeżyka, nazywa się Horror. W zeszłym roku ktoś
przyniósł mi, zamiast maskotki, żywego jeża. Mam z nim kłopot, w nocy
tupie, umrzeć staremu człowiekowi nie daje. Proszę uważać, bo drań ma
pchły.
- Słyszałem o kolekcji, proszę przyjąć, to ode mnie.
- Dziękuję. A teraz proszę do rzeczy, konkretnie po co przyszedłeś. Mam
niezwykle mało czasu, bo ona może przyjść w każdej chwili.
Feliks spojrzał pytająco, nie życzył sobie żadnych przeszkód w rozmowie.
Autor wzruszył ramionami i powiedział:
- Czekam na
panią Śmierć naturalnie! Ona, pewnie widząc moją felerną tabliczkę na
drzwiach, dalej szuka staruszka Jerzego.
- Dla mnie jesteś wiecznie młody. Wkrótce twoje opowiadanie zakwitnie w
naszym teatrze. Bomba sezonu gwarantowana. Przyznasz, że „Dziura w
próżni” to dzieło ponadczasowe, nieśmiertelne.
- A mimo to zarżnąłeś je! Zmieniłeś, wręcz odwróciłeś znaczenie dwóch
zdań, które były najważniejsze w tekście. Prawdę mówiąc, całą resztę
słów można było wyrzucić do śmieci. Czytałem kilka razy adaptację. Gdyby
nie dwa grafomańskie twoje zdania, hm... Reszta może być.
Reżyser na słowa „reszta może być”, uśmiechnął się i poczuł przypływ
pamięci.
- Znam twój cięty język, więc przygotowałem całość misternie.
Zaangażowałem najlepszych trzech aktorów, wspaniałego kompozytora,
będzie wysmakowana scenografia. Wszyscy zachłystywali się pomysłami w
adaptacji. Aktorka mająca grać rolę Analogii, nie kryła łez wzruszenia.
Cóż to wobec całości – dwa zdania, tyle co nic. Trzymamy już kciuki.
Twoja zgoda i do dzieła!
- Kciuki trzymajcie dalej, aż do końca świata. Lepiej napisz swoją
sztukę, byłaby to: Dziura Felka. A teraz przestań się puszyć i
posłuchaj. W opowiadaniu jest tak: „Jeden rodzi się z atomem w dłoni i
szarpie się z nim do końca życia. Drugi rodzi się z próżnią w dłoni i
żonglując nią, wprowadza innych w osłupienie”. Te dwa zdania są spójne z
całą resztą opowiadania. Zaś w adaptacji jest kompletnie odwrotnie,
żonglujecie błyszczącymi atomami, a szarpiecie się z próżnią. Ależ
wprawiła mnie w osłupienie ta zmiana! Zupełnie jak w mojej tabliczce na
drzwiach. Jeden z wielu kłopotliwych prezentów jakie dostałem i nie mam
siły tego odkręcić.
Feliks cierpliwie wysłuchał wyjaśnień autora, po czym wstał z krzesła i
zaczął gestykulować, mówiąc:
- Drogi przyjacielu, nie piszę sztuk, nie mam na to czasu. Za to znam
moich widzów i wiem po co oni przychodzą do teatru. Ludziom trzeba
podać, jak na tacy, oczywiste olśnienia, bez niedomówień. Potem wrócą z
teatru i chwalą się, że „byli na Jeżu”, opowiedzą o żonglowaniu. Próżnią
żonglować? To zbyt trudne dla moich widzów do zrozumienia. Za to
żonglowanie atomami jest sprawą wiarygodną. Więc zrobiliśmy błyszczące
kulki świecące od środka, istny cud techniki. Gdy gasną światła, wygląda
to efektownie. Kulki są kolorowe, różowe, niebieskie i żółte. Obok
aktorka szarpie się z próżnią i to też jest wiarygodne. Wygląda, jakby
szarpała się z duchem.
Jerzy obserwował biegającego jeża i kręcił głową z dezaprobatą. Mówił
coraz wolniej:
- Mam wielki szacunek do duchów, lepiej zostaw je w spokoju. Jeżeli
chodzi o adaptację, proszę mnie w ten bałagan nie mieszać. Ja tego nie
zaakceptuję nigdy. Za słowa trzeba brać odpowiedzialność.
- Zrobiłeś się strasznie poważny. Zamiast tu czekać samotnie na Śmierć,
przyjdź na swoją „Dziurę” do teatru, a ubawisz się i wyzdrowiejesz.
Przyznaję bez bicia, skubnąłem te dwa zdania, skubnąłem dla dobra
teatru, będzie z tego kasa. Reszta jest kryształowa. Rozluźnij się i
podpisz zgodę na tą maleńką zmianę.
- No tak, chyba zawsze tak było i będzie. Skubniesz tu, skubniesz tam i
bomba sezonu gwarantowana. Tym razem, jak nie poprawisz tekstu, to
zrobisz skandal! Chcesz być dla mnie autorytetem, to pamiętaj, autorytet
nie posługuje się skandalem. Jestem już zmęczony rozmową.
Jerzy zamknął oczy, poruszył się w fotelu i jedna z poduszek spadła na
podłogę. Feliks podniósł poduszkę, strzepnął i zaczął uklepywać ze
wszystkich stron. Miał zamiar podać ją Jerzemu, ale ten zasnął i ciężko
oddychał.
Feliks O. przyłożył poduszkę zbyt blisko twarzy autora i za długo
podtrzymywał, potem przycisnął za mocno do nosa.
Takim oto sposobem, Jerzy Jeż nie doczekał wizyty pani Śmierci, na
którą niecierpliwie wyglądał od dawna. Śmierć przyszła po niego, kiedy
spał.
Feliks położył poduszkę na kolanach staruszka i poszedł w kierunku
drzwi. Po drodze wziął jeżyka Horrora na ręce, zawinął ostrożnie w
gazetę i zabrał go ze sobą.
Reżyser Feliks O. wszedł do teatru z przekonaniem, że tak musiało być.
Już nie pamiętał, ilu autorom poprawiał teksty. Gdy znalazł się na
pustej widowni, odetchnął głęboko. Jego wielomiesięczne marzenie mogło
się spełnić: wystawi Jeża. Powoli wkroczył na scenę i zatrzymał się.
Rozchylił gazetę, w której trzymał jeżyka Horrora i powiedział:
- Strasznie był chytry na te swoje literki. Miał ich całą półkę w
bibliotece. Gdyby nie ja, zabrałby je ze sobą do grobu. Dzięki mnie
teatr zarabia, a ludzie mają olśnienia. Spójrz panie jeżyku, ja tylko
realizuję cudze marzenia. Gdyby nie ja, wyrzuciliby cię do lasu. Dzięki
mnie będziesz mieszkał w luksusie, a do premiery wytępimy wszystkie
twoje pchły! - Zamknął oczy i pomyślał o gali w foyer. Już wyobrażał
sobie koniec ostatniego aktu, kiedy widownia z zapartym tchem czeka na
efektowne zakończenie.
Nadzwyczaj szybko los spełniał pragnienia Feliksa O. Reżyser był
przekonany, że szczęście nosi stale ze sobą w kieszeni.
Przygotowania do wystawienia sztuki zakończono i nadszedł wieczór
premierowy. W końcowym akcie reżyser stał z boku sceny i przyglądał się
aktorom. Wychwytywał dochodzące z widowni szepty zachwytów i śmiechy.
Część 2
Na scenie rozmawiał Król ze swoimi doradcami - Analogią i Autorytetem.
Siedzieli przy stoliku z herbatą i ciasteczkami.
- Autorytecie i Analogio, od kilku godzin bawimy się rozmową, śpiewamy;
muszę przyznać, że jest to interesujący wieczór. Natomiast, dotychczas
nie usłyszałem porady, jak zajrzeć w przyszłość, co będzie? – Powiedział
Król.
- Proszę nie lękać się przyszłości, Królu. Ciągle powtarzamy to samo,
jak wiosna, lato, jesień, zima. Wszystko już było. – Odpowiedziała
Analogia.
- Mnie nie było. Jestem pierwszy raz na tym świecie. Nawet szczęście
znajduje się raz, kolejne to już umiejętność. Wszystko jest
niepowtarzalne, dlatego tak trudno cokolwiek przewidzieć. – Rzekł na to
Autorytet.
- Jesteś autorytetem, który nie wie, co będzie. Tylko mi starcza
wyobraźni, żeby Królowi roztoczyć wizję przyszłości. – Wywyższała się
Analogia, poprawiając swój kapelusz .
- Będzie to, co Król wybierze sam. To dla niego ja szarpię się z
przeszłością, układam ją i porządkuję. - Autorytet pomachał ręką za
sobą.
- Król wie, co było; teraz pyta, co będzie. - Analogia pomachała ręką do
przodu, potem krocząc dumnie, zaklaskała: - Przyszłość będzie piękna,
jak powtórzysz piękną przeszłość. Kroczymy z radością, do przodu.
- Analogicznie powinienem chodzić tyłem. – Przedrzeźniał ją Autorytet -
Przyszłość to jest wielkie nic. Nie obiecasz, nawet za królestwo, co
będzie za parę minut. Nic, pusto masz w głowie. Nie oszukuj Króla.
♫ - Śpiewa:
Czarująca, jak melodia,
Kroczy dumna Analogia;
Tylko do niej to pasuje,
W próżni kijem wymachuje.
Robi przy tym straszną dziurę,
Przez tę dziurę obserwuje:
Kto się szarpie z atomami,
Kto żongluje zaś próżniami.
Kogo tu ciekawość zwija,
Czy wypuści z ręki kija?
Nasza dumna Analogia
Czarująca, jak melodia,
Tylko do niej to pasuje...
- Jesteś niedobry dla mnie, Autorytecie. Twoja wiedza zamknięta w
kamieniu, nie posiada żadnej fantazji. Jesteś bez marzeń. Jesteś bez
serca dla Analogii. - Analogia rozpłakuje się. – Pustka to błoga cisza i
ukojenie.
♫ - Śpiewa:
Choć próżnia nie daje cienia,
Bije pianę zaistnienia.
Piana pustki już ubita,
Kto naje się tym do syta?
To my, głodni wiedzy wolnej,
Aby nabrać siły zdolnej,
Unieść myślą pył nicości
Mistrza, który w próżni gości.
Czy to dziura, czy kultura,
Sekretności cała fura.
Podajmy Królowi kija
I niech sobie powywija,
Tej radości niech nie zmienia...
- Kocham tę pieśń, ona jest o tęsknocie i radości, o ciekawości. –
Powiedziała Analogia.
- Nie mogę słuchać tych rozedrganych emocji Analogii. Chociaż, trzeba
jej przyznać, jest piękna jak marzenie każdego autorytetu. Dziękuję
Królu za wieczór pełen wrażeń.
- Nasze wieczory powtarzają się. Autorytet chwali moja urodę, następnie,
jak zwykle, ośmiesza mnie. Chociaż trzeba mu przyznać, jest znakomitym
autorytetem i drżą przed nim wszystkie analogie.
Analogia mówiąc to, kłania się i wychodzi z Autorytetem. Na scenie
zostaje sam Król.
- Poszli sobie, ciągle kłócą się. Na najprostsze pytania nie potrafią
jasno odpowiedzieć. Piękna przyszłość czy wielkie nic? Co oni właściwie
mówili? Zostałem sam. Tu jestem a przede mną naga pustka. Cyniczna
muzyka ciszy, bez serca. Niemy śmiech tajemniczej otchłani. Pustko!
Twoja nagość przyciąga i wprawia w osłupienie. Drwisz sobie ze
wszystkiego, bezczynnie próżnując w niebycie. Złudnie kusisz zagadką
czystej ciekawości niczego. No tak, wystarczy wyciągnąć rękę i zrobić
dziurę w próżni, pomieszać w tym niczym. Co będzie, jak wyciągnę dłonią
kulkę nagiej pustki i podrzucę do góry? Puste kulki z próżni wyciągam i
otaczam mocno moją myślą, żeby nie uciekły. O! Jakie lekkie, krążą
wokół. Jakże cudownie przeskakują moje myśli z ręki do ręki. Jak
radośnie! Wokół mnie radość, już nie jestem sam! Wystarczy, że sięgnę
ręką do tyłu, potem przerzucę do przodu; krok do tyłu, krok do przodu.
Król skakał, wesoło wymachując rękami. Potem zatrzymał się i powiedział:
- Dosyć, król powinien panować, a ja tu lawiruję. W środku kłótliwych
doradców, trzeba samemu podejmować decyzje. Tak to już jest, jeden rodzi
się z próżnią w dłoni i szarpie się z nią do końca życia. Drugi rodzi
się z atomem w dłoni i żongluje nim, wprawiając innych w osłupienie.
Król stanął z rozpostartymi rękami pośrodku sceny. Światła przygasły i
wbiegła na scenę Analogia, która szarpała się z niewidzialnym obiektem.
Za nią kroczył zadowolony Autorytet, żonglując kolorowymi kulkami. Kulki
świeciły od środka, jaskrawym światłem.
♫ - Śpiewają:
Kto chce więcej, niż może mieć?
Kto czeka cierpliwie na śmierć?
Kto zaś kroi zero na ćwierć?
Kto pyta ciągle co będzie?
Kto siedzi na pierwszej grzędzie?
Kto sobie spokojnie przędzie?
Kto straszy a kto się boi?
Kto nam cierpienia ukoi?
Kto nas po prostu wydoi?
Kto nauczy psa latania?
Kto widzi nasze zmagania?
Kto odpowie na pytania?
Ten, kto kroi zero na ćwierć!
Kurtyna opada.
Część 3
Reżyser
usłyszał brawa i zobaczył owację na stojąco. Stało się tak, jak
przewidział. Kiedy wszyscy wyszli, Feliks O. został wśród koszy kwiatów
sam na scenie, cicho podśpiewując. Napawał się sukcesem i przeglądał
bileciki przyczepione do łodyżek. Nagle przerwał wesołe mruczando, bo na
czarnym bileciku widniał biały napis J.J... Powoli rozejrzał się
dookoła. W pierwszym rzędzie na widowni siedział Jerzy Jeż ubrany
wizytowo. Feliks nie stracił przytomności - wiele razy w sztukach na
scenie występowały duchy.
-
Przecież ja ciebie zabiłem... Ale przyznaj, że wygłosiłem efektowne
przemówienie na twoim pogrzebie. Jeżyka Horrora zabrałem do domu i
opiekuję się nim przyzwoicie, sławię twoje imię w teatrze. Robię co
mogę, aby załagodzić tamten fatalny wieczór.
-
Incydent z poduszką wybaczam ci, Feliksie. Przybyłem na premierę
zaciekawiony, co zrobiłeś z moimi literkami. Stwierdzam: popełniasz
błędy, bo jesteś partaczem. Przyjdzie uważny śledczy i zapyta, skąd u
ciebie w domu znalazł się mój jeżyk Horror? Przyjdzie śledczy do teatru
na sztukę i zapyta o niekonsekwencje w tekście. Jest pieśń o żonglowaniu
próżniami, zaś na scenie żonglują kulkami zwykłych atomów. Na te zmiany
nie masz nigdzie mojej zgody i za to nie ma wybaczenia. Teraz wiem,
autora trzeba zabić, żeby go oskubać. Skubnąć tu, skubnąć tam... Szkoda,
że nie żyję, miałbym świetny temat na opowiadanie. O! A co to na czole u
pana reżysera? Może to resztki pasty do butów? Sam czyściłeś buty na
premierę? A może to resztki wyrzutów sumienia? – Po tym pytaniu Jerzy
Jeż zniknął.
- Skąd on
tutaj? Chyba miałem za dużo emocji po sukcesie. Butów sam nie
pastowałem, pewnie to są resztki wyrzutów sumienia! Muszę pozbyć się
ich, bo jeszcze ktoś zauważy.
Feliks O.
zdjął z czoła resztki wyrzutów sumienia, ugniótł, uklepał, ukręcił w
kulki i podrzucił do góry. Chwilę pożonglował, następnie rzucił jak
najdalej na widownię. Znów potarł palcami czoła i zaraz uważnie
przyjrzał się dłoniom.
- Teraz
jestem czysty. Czego nie zrobi się dla dobra teatru?!
|